niedziela, 22 lutego 2015

Co znajdziemy na końcu tęczy? - recenzja "Love, Rosie"

autor- Cecelia Ahern
tytuł- "Love, Rosie"
wydawnictwo- Akurat
rok wydania- 2014
liczba stron- 512


Jedni twierdzą, że nasze życie jest z góry ustalone. Każde wydarzenie jest zaplanowane i ma swój cel. Są też tacy, którzy mówią, że życie jest splotem wypadków, jest nieprzewidywalne. Kto z nich ma rację? Nie wiadomo. Może po trochu i jedni i drudzy. Jedyne czego możemy być pewni, to fakt, iż nasze życie jest niepowtarzalne. Każdy z nas przeżywa tą przygodę na swój sposób. Każdy z nas ma swój scenariusz i swoich bohaterów. Czasem mamy tylko tą samą scenę, albo aktorów. Wątki naszych historii się przeplatają i składają na coś niesamowitego. Są jak nici, które tworzą piękną tkaninę. Czasem szarą i ponurą, a czasem kolorową i szczęśliwą. Zdarza się, że jest w kolorach smutku, żałoby, ale i miłości, dobroci. Może się nam wydawać, że ta tkanina jest strasznie zagmatwana i bezsensowna, ale to nie prawda. Takie wrażenia przez długi czas mieli Rosie i Alex, dwójka największych przyjaciół i bohaterów świetnej powieści Ceceli Ahern.

Historia zaczyna się w Szkole Podstawowej imienia Świętego Patryka w Dublinie, gdzie dwójka najbardziej nieznośnych, głośnych i nierozłącznych przyjaciół wchodzi w świat szkolny. Rosie i Alex są jak jeden człowiek. Spędzają razem mnóstwo czasu, uczą się bawią, kłócą i godzą, nudzą się i przeżywają przygody. Wszystko pięknie trwa, aż do niespodziewanego wyjazdu Alexa, który zmieni całe ich życie. Chłopak musi wraz z rodziną przeprowadzić się do Ameryki, z powodu awansu ojca. Przyjaciele z wielkim smutkiem rozstaja się, pozostawiając sobie obietnice, że będą w stałym kontakcie. Siedemnastoletnia Rosie zostaje sama w Irlandii oddalona o tysiące kilometrów od jedynego przyjaciela. Na szczęście niedługo wszystko ma wrócić do normy, bo dziewczyna postanawia, że studia rozpocznie w Bostonie i dołączy do Alexa. Wszystko się ułoży, a w Irlandii trzyma ja już tylko bal absolwentów. Niestety Rosie nie wie, ze skutki tego balu, zatrzymają ją tam na o wiele wiele dłużej. I tak od pamiętnej nocy po balu absolwentów, zaczniemy zapoznawać się z historią dwójki przyjaciół którzy wiecznie się mijają i nie mogą spotkać się w połowie drogi. 

O "Love, Rosie" jest ostatnio niezwykle głośno, a te wszystkie bębny, które grzmią o historii Rosie i Alexa wynikają z niedawno powstałego filmu. Za jego sprawą został również zmieniony tytuł z "Na końcu tęczy" na "Love, Rosie". Nie wiem co mogę powiedzieć o książce, żeby za chwilę nie zamilknąć z baku odpowiednich słów do opisania tej niesamowitej historii. Autorka stworzyła coś
absolutnie oryginalnego i niepowtarzalnego. Coś co łamie nam serce, a my mimo to chcemy więcej i więcej. Uzależniłam się od tej książki, od Rosie i Alexa i od ich historii. Cała powieść jest opisana w formie listów. Na pierwszych stronach czytamy małe liściki ze szkolnej ławki, potem listy, dokumenty, ogłoszenia, e-maile i SMS'y. Autorka przez ten cały czas chciała, aby wszystko było autentyczne, więc na początku, aż roi się od błędów ortograficznych. Wielokrotnie słyszałam opinię, że to bardzo przeszkadza i denerwuje, ale jakoś nie mogę się zgodzić, bo ja nie odczuwałam, żadnego dyskomfortu z tym związanego. Muszę za to przyznać, ze trochę się bałam rozpoczynać tą książkę. Nigdy nie czytałam powieści epistoralniej, pisanej listami, niestandardowej. Myślałam, że nie uda mi się wbić w historię, że nie znajdę kontaktu z bohaterami, że nie zrozumiem wszystkiego. Jak ja się myliłam! Pisarka tak umiejętnie posklejała te mniejsze i większe formy przekazywania informacji, że
nie miałam najmniejszego problemu z zaznajomieniem się z "Love, Rosie". Mogę nawet powiedzieć, że lepiej poznałam bohaterów i ich uczucie, bo wszystko co o nich wiem wypływało bezpośrednio z ich słów i opisów. Bardzo podobało mi się też to, że niektóre ważne informacje są nam z początku nie znane tylko ich cień miga nam miedzy słowami. Nie od razu dowiadujemy się o pracy Rosie, tylko czytamy listy jej rodziny, którzy wiedzą o co chodzi i dla nich jest to oczywiste, więc nie
powtarzają, tego samego. My, biedni czytelnicy, musimy czekać, aż wreszcie ktoś puści parę z ust!

Niektórzy mówią, że żeby czytać tą książkę trzeba przysłonić oczy na wiele rzeczy. Na przykład na główny fakt, aż tak częste mijanie się dwójki przeznaczonych sobie ludzi, którzy mieli ponad milion okazji, żeby powiedzieć sobie prawdę, ale o wszystkim ważyła minuta spóźnienia, jedno niewłaściwe słowo, lub zagubiony list. Ale spójrzmy na to z drugiej strony. Życie nie jest usłane różami, nie zawsze jest słodkie i różowe, a mimo to wierzymy we wszystko co z niego wynosimy. Każdy na pewno słyszał o spotkaniu dawno zaginionej córki z rodziną, o powrocie do zdrowia śmiertelnie chorego mężczyzny, o narodzinach dziewczynki, która nie miała prawa przeżyć. Jesteśmy świadkami małych cudów w życiu. Jedne są bardziej prawdopodobne, a inne mniej i nawet na te nietypowe zgadzamy się, bo chcemy wierzyć w cudy. Dlaczego by w takim razie nie uwierzyć w cud historii Rosie i Alexa? Wiecznie oddzielnych przyjaciół, którzy są blisko, ale nadal daleko? Jest jeszcze inna sprawa, która męczy niektórych czytelników. Nikt nie opisuje tak dokładnie tak wielu spraw w listach! Tylko drodzy malkontenci, musicie pamiętać, że historia ma miejsce przed Niesamowitą Erą Facebook'a i innych. Dzieje się w końcu XX wieku i na samym początku XXI w. Dlatego stwierdzam, iż wszystko jest możliwe, a te dość długie listy są samą esencją powieści.

Ich historia jest piękna i wartościowa. Mówi o unikalnej przyjaźni, niełatwej miłości, ale też o
trudnych chwilach. Kiedy czytamy opis książki, myślimy sobie: "Pfff kolejna historia dla nastolatków!". Nie prawda! Myślę, że "Love, Rosie" nadaje się dla wielu osób. Przez  większą część książki śledzimy dorosłych bohaterów, dlatego książkę polecam (minimalnie) starszym nastolatkom i wyżej. Jestem pewna, ze to dzieło trafi do serc dużego grona odbiorców. Cecelia Ahern napisała wzruszającą, poruszającą, wciągającą i wspaniałą książkę. Spotykamy w niej, rzeczy codzienne i nie. Widzimy rozstanie przyjaciół, ich kłótnie, piękne spotkania i zwariowane wyczyny. Czytamy o wypadkach, które wpływają na ich przyszłe życie. Ma w sobie coś prostego, co nadaje jej jeszcze więcej uroku.

Podsumowując: ja nie czytałam tej książki. Ja ją pochłonęłam, w całości i nie odwracalnie. Polecam ją, bo jest tego warta. Musicie ją przeczytać!